Odbijam się od ścian lub ściany odbijają się ode mnie, co za różnica.
Nie jestem zmęczona. Niczego mi nie brakuje. Siedzę w ciepłym pomieszczeniu, słucham cichego stukotu klawiatury. Za oknem wije się w mękach topniejący śnieg, spokojnie, taka kolej rzeczy. Więc siedzę tutaj, ukryta za monitorem, otulona kocem.
A jednak coś mi doskwiera. Głód zrozumienia, silniejszy niż racjonalne tłumaczenia. Silniejszy od mitycznej miłości, matczynej czułości, od mojego własnego człowieczeństwa. Halucynacje, moje głodowe racje. Jak bardzo można bać się Świata i zarazem tak usilnie próbować go pojąć?
Czy stąpam po właściwej drodze? Czy może już dawno zboczyłam ze Szlaku Szczęścia, zgubiłam gdzieś po drodze własne przeznaczenie?
***
"Tutaj widać wiatr" powiedziała. Zaciągnęła się łapczywie papierosem. Każdy papieros w jej ustach wyglądał jakby paliła po raz pierwszy, nieskończenie rozkoszując się nowym doznaniem. Patrzyła gdzieś daleko, choć wiem, że miała sytuację pod kontrolą. Jak zawsze.
I tylko stałam w kłębach dymu, w oparach słów obrazoburczych, niby proroczych. Chciałam ją przytulić, chwycić za ramię. Wykrzyczeć, że przecież powiedziała coś tak pięknego! Jedynie otarłam krochmalony kołnierz od potu.
Na jej balkonie, w zamieci śnieżnej było widać wiatr. I słowa nań rzucone. Obietnice, splecione ręce, wizję kojącego przecinka, zupełnie jak z Wojaczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz