Więc stało się. Wpadłam z całym impetem w sidła samotności. Otoczona tłumem; co za banał! Ale sedno sprawy wcale nie jest takie proste. Są przy mnie ci Oddani, oddani mojej sprawie, broniący mnie przed drżeniem rąk. Patrzą cierpliwie, choć jakby z niepokojem, co dalej, co dalej.
Maluję szminką uśmiech na twarzy zmęczonej, rozklejam powieki tuszem do rzęs. Jakie to trudne, kontrolować każdy oddech, nie zdradzić się przypadkiem. Bo bieg życia, a ja za życiem biegnę i nie dane mi się zatrzymać choć na chwilę. Bo muszę odnaleźć Natalię, zapomnianą przez siebie samą.
Jaki jest mój ulubiony kolor? Czy lubię wieczorne spacery? Jakie filmy oglądam najchętniej? Czy ktoś mnie pamięta?
A każda minuta ciszy, każdy krok w przedpokoju, zwyczajne słowa pogrążają mnie w lepkiej samotności.
Po trzymiesięcznym detoksie od rzeczywistości trudno się odnaleźć na nowo. Szukam śladów w szafie, na półkach, tropię siebie w niedopowiedzianych słowach. I zamykam się we własnym umyśle, napawam się głuchotą dnia codziennego.
Cichutkie wołanie o pomoc, rzucone celowo w próżnię. Kto zrozumie moją bezradność? Muszę być dzielna, chować przed sobą sznur. Cały świat, jakby zniekształcony, wrogi. Czy tak ma wyglądać moje życie? Życie, które próbuję zbudować na nowo, świadomie, cegła po cegle. Jak przyzwyczaić się do tego zamknięcia, sideł samotności? Jak długo mogę dławić w gardle krzyk?
Aż śmiać się chce, to nie tak miało wyglądać. Na gwałt potrzebuję czegoś, co nada sens. Rozkruszy skorupę rozpaczy, wskaże drogę. Uratuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz